Marcin Mierzicki – High Definition

kuratorka Maria Niemyjska

29.07. – 21.08.2011 

 

(…) Działania Mierzickiego sytuują się pomiędzy dwoma biegunami [zatrzymywanie przedmiotu w obszarze sztuki lub wtapianie w krajobraz miejsca]. Z pewnością nie oddaje on rzeczy w bezwzględne władanie miejsca/kontekstu, co zresztą byłoby trudne w warunkach galeryjnych. Nie fetyszyzuje również przedmiotów poprzez doklejanie im wiecznej etykietki „dzieło sztuki”. Za to można odnieść wrażenie jakby tylko pożyczał je na wystawę z ich „normalnego” świata, choć podkreślić w tym miejscu należy, że nie zawsze to wrażenie pokrywa się z prawdą. Symptomatyczne jest, że rzeczy obdarzone głębokim sensem na wystawie wracają potem do śmietnika codzienności. Gdyby przewołać heideggerowską opozycję pomiędzy dziełem sztuki i narzędziem, to obiekty Marcina Mierzickiego z łatwością przeistaczają się w narzędzia: mogą zostać użyte (zużyte) zgodnie z funkcją, dla której zostały wyprodukowane, jak również są w pewnym sensie używane przez samego artystę. 

Słusznie byłoby także powiedzieć, że są one traktowane jak REKWIZYTY, które jeszcze kiedyś mogą posłużyć do zmaterializowania jakichś treści i to niekoniecznie za każdym razem tych samych. Podczas gdy obiektowa część wystawy wraca do rekwizytorni, czekając na ponowne ożywienie (które najczęściej nigdy nie następuje), dzieło sytuuje się gdzie indziej: gdzieś pomiędzy konceptem artysty, doświadczeniem odbiorcy, kontekstem a swoim materialnym horyzontem, nigdy nie zawierając się całkowicie w żadnej z tych sfer.

Prześledzenie losów prac z indywidualnej wystawy artysty w Galerii Entropia, Nic śmiesznego zdaje się potwierdzać postawioną tezę. Wyświetlacze serwujące podczas wystawy Intelektualny kąsek – skierowane do postawionego przed lustrem widza zapytanie „I co kurwa masz?” – wróciły do wypożyczalni sprzętu, kaszląca rura PCV, czyli Deadline, zaginęła w nieokreślonych okolicznościach, Spisek, czyli karmnik dla ptaków, przeniesiony do domu artysty, bez zmiany swego wyglądu stał się wydrążoną obudową, która nie wprowadza już nikogo w konsternację nietypowym śmiechem w słuchawkach. Do zestawu wykorzystanych rekwizytów dołączyć można śpiwór, huśtawkę, nerkę chirurgiczną, trzepak, fotel Eugeniusza Gepperta, podręcznik do jogi… 

Zainteresowanie samego artysty specyficznym statusem rekwizytu, który będąc czymś więcej niż samym sobą, służy „wyższym celom” (może być nośnikiem treści symbolicznych, może mieć znaczenie informacyjne czy czysto narracyjne, jak MacGuffin w filmach Alfreda Hitchcocka), wyrażone zostało explicite w realizacjach Soundtrack i Trailer (część projektu Falstart), gdzie używając obiektów skonstruował on „kino zawieszone (…) pomiędzy swym pojęciem a realizacją, pomiędzy potencją a aktualizacją, pomiędzy oczekiwaniami i wyobrażeniami a spełnieniem” (z tekstu towarzyszącego wystawie w Galerii Entropia z 2008 roku, autor: Alicja Jodko). Ten stan bycia pomiędzy został stworzony przez pokazanie rzeczy, które stanowią jakby powidoki z planu filmowego. Nawet jeśli ten plan faktycznie nie istnieje, to wrażenie, że są jego częścią warunkuje odczytanie obiektów. Jest to mówienie o filmowej wyobraźni przez wycofanie do obszaru backstage, powrót do materialnego krajobrazu, na bazie którego rzeczywistość ekranowa dopiero może być wytworzona. (…)

Maria Niemyjska, fragmenty tekstu z katalogu wystawy

 

wróć